sięgnęła w kierunku lampki nocnej stojącej przy łóżku, potem jednak zdecydowała się nie zapalać światła. Jeśli załatwi swoje potrzeby w ciemności, szybciej będzie mogła zapaść ponownie w sen. Skulona, zsunęła się z łóżka i po omacku obeszła je, kierując się w stronę łazienki. Znała już na pamięć rozkład mebli w pokoju, mogła więc bez problemu dotrzeć do toalety... a raczej mogłaby, gdyby nie potknęła się o parę ciężkich buciorów zagradzających jej drogę. Oprzytomniała natychmiast. Buty znajdowały się na czyichś nogach. 28 Jej okrzyk stłumiła brudna dłoń przytknięta do twarzy. Druga ręka chwyciła ją za włosy i pchnęła twarzą w dół na łóżko. Intruz rzucił się na nią, przyduszając do pościeli, ale Sayre nie przestała walczyć. - Jeśli będziesz dalej się tak szamotać, wyrwę ci włosy, przysięgam na Boga! Może i są śliczniutkie, ale oskalpuję cię i zachowam je sobie na pamiątkę. - Napastnik szarpnął ją za włosy tak mocno, że poczuła, jak do oczu napływają jej łzy. Przestała się wyrywać i zastygła nieruchomo. - Tak lepiej. - Intruz otarł się o jej pośladki. - No i proszę. Czy nie jest wygodniej? Może chciałabyś wypróbować ze mną kilku sztuczek, których nauczyłem się w więzieniu? Wydała z siebie okrzyk strachu i wściekłości, zduszony jego dłonią. Roześmiał się, słysząc te stłumione dźwięki. - Wyluzuj się, Ruda. Twój tyłeczek jest niesłychanie kuszący, ale nie mam czasu na miłosne igraszki. Przyszedłem porozmawiać, ale przysięgam, że jeśli będę musiał, zrobię ci krzywdę. Rozumiemy się? Wduszona w pościel, z dłonią na twarzy, Sayre nie mogła oddychać. Nie wierzyła, że wkradł się do jej pokoju wyłącznie w celach konwersacji, lecz mimo to kiwnęła głową na zgodę, aby uniknąć uduszenia. - W porządku. Zabiorę rękę z twoich ust. Jeśli krzykniesz, będzie to ostatni dźwięk, jaki z siebie wydasz. Powoli cofnął dłoń. Sayre powstrzymała odruch oblizania warg, bo już sama myśl o brudnym łapsku na swoich ustach napełniała ją odrazą. Napastnik zsunął się z niej, ściskając przy tym mocno jej pośladki. Uwolniona, odwróciła się na plecy i usiadła, ocierając usta wierzchem dłoni. Nagle w pokoju zapłonęło światło. Sayre zamrugała od nagłej jasności. Chwilę potem zobaczyła Klapsa Watkinsa, z ręką wciąż na wyłączniku lampy nocnej, która świeciła jasno przez otwór na szczycie klosza prosto na jego twarz, nadając jej upiorny wygląd. Cień jego głowy na ścianie wyglądał jak potwór z dziecięcych koszmarów. Prezencja Watkinsa nie poprawiła się od czasu, gdy zaczął ukrywać się przed policją. Jeśli już, to wyglądał jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Zęby wydawały się dłuższe i bardziej pożółkłe, a kozia bródka bardziej wyleniała. Twarz wychudła do tego stopnia, że widać było na niej wszystkie kości, groteskowo wyraźnie. Cienka szyja wyglądała jak u sępa, a ogromne uszy jak dwa przydatki doczepione do jego głowy dla uzyskania komicznego efektu. - Cześć, Ruda. Sayre czuła, jak serce łomocze jej w piersi, w ustach miała ogromną suchość, starała się jednak nie okazywać strachu. Spojrzała na drzwi. - Nawet o tym nie myśl - rzucił, roześmiawszy się paskudnie. - Na pewno bym cię dorwał, zanim dobiegłabyś do drzwi, a wtedy musiałbym złamać moją obietnicę, że nic ci nie zrobię. - z wielu róż. Ja zaś ciągle jestem zwykłą smutną dziewczyną bez imienia. Niczyją... Nagle dotarło do niego, co powiedział. Radość... Aż przystanął z wrażenia. Do tej pory autentycznie nie cierpiał tego miejsca, ale tego dnia wydało mu się ono odmienione. - Nie ma potrzeby - zaoponował Mark. – Apartament został wynajęty do końca miesiąca. - Jaka? - dopytywała się Róża. Jego Wysokość w ułamku sekundy wpadł w popłoch. Z tym jest związana serdeczna prośba, jaką do Was ma¬my. Czy cała Wasza wspaniała czwórka nie zechciałaby na kilka miesięcy zostawić Australii i przybyć na ratunek drze¬wom w Broitenburgu? Zgódźcie się, proszę, i przyjeżdżajcie jak najszybciej! żar. - Tak mi się właśnie zdawało. Otworzyła oczy i popatrzyła na niego. Ich spojrzenia skrzyżowały się, podnosząc temperaturę w szoferce. Przynajmniej Beckowi tak się zdawało. Półleżąc na siedzeniu, Sayre wydawała się bezbronna i bardzo kobieca. Cieniutkie pasemka włosów okalające twarz poskręcały się, nadając jej twarzy delikatność, której dziewczyna tak się starała wyprzeć. Policzki miała zaróżowione i Beck znów pomyślał, że jej skóra jest zapewne gorąca w dotyku. Bardzo pragnął się o tym przekonać, ale nie zaryzykował w obawie, że jeśli ją dotknie, zakłóci tę delikatną równowagę między nimi i to na swoją niekorzyść. - Głodna? - spytał zamiast tego. Uniosła głowę z oparcia i spojrzała na niego z niezrozumieniem. - Słucham? - Jesteś głodna? - Och - delikatnie potrząsnęła głową. - Nie. - Założę się, że tak Wpatrywał się w nią przez kilka chwil, zanim wrzucił bieg. Opuszczając szpitalny parking, skierował się nie do motelu, lecz w przeciwną stronę. - The Lodge jest po drugiej stronie miasta - zauważyła Sayre. - Zaufaj mi. - Nie ma mowy. W odpowiedzi jedynie uśmiechnął się szeroko. Sayre nie powiedziała nic więcej, co Beck odebrał za zgodę na swój plan. Tuż za rogatkami miasta skręcił z głównej szosy na pełną kolein żwirowaną drogę prowadzącą przez gęsty las. Ścieżka kończyła się ślepo na sztucznie podwyższonym brzegu rozlewiska. Obok małego, jakby chylącego się ku ruinie domku stało zaparkowanych kilka samochodów. - Znasz to miejsce? - Sayre spojrzała na Becka. - Dlaczego jesteś taka zdziwiona? - Myślałam, że to sekret miejscowych. - Nie jestem tu obcy. Mały zajazd, w którym teraz serwowano owoce morza, prowadziła od lat trzydziestych ta sama rodzina; wtedy sprzedawano tu głównie nielegalnie pędzony bimber. Zajazd został zbudowany z falistej blachy, która już dawno padła ofiarą rdzy. Przechylał się widocznie na jedną stronę i miał tylko trzydzieści metrów długości. Całość pomieszczenia zajmowała kuchnia. Przez wąskie okno serwowano ostrygi w muszlach, zanurzone w czerwonym sosie tak ostrym, że od samego zapachu oczy zachodziły łzami, gęstą zupę gumbo zaprawianą file oraz etouffee z langusty, tak smakowite, że wszyscy wylizywali talerze do czysta. Można tu było dostać wszystko, od mięsa aligatora do peklowanego kopru, zazwyczaj obtaczane w panierce i smażone w głębokiej fryturze. Beck zamówił dla nich dwa kubki zupy gumbo i kanapki po'boy ze smażonymi krewetkami. Oczekując na zamówienie, podszedł do beczki z lodem stojącej z boku chałupy i zanurzywszy ręce w łupkach zmrożonej wody, wydobył dwie butelki piwa. Usunął kapsle otwieraczem przytwierdzonym brudnym sznurkiem do pobliskiego drzewa. - Jest zimne - ostrzegł Sayre, podając oszronioną butelkę. - Chcesz szklankę? - Obraziliby się za to. - Przytknęła butelkę do ust i pociągnęła łyk, jak specjalistka. Beck uśmiechnął się do niej. - Zarobiłaś właśnie kilka dodatkowych punktów. Mały Książę pogłaskał ją jeszcze czulej. Zrozumiał, dlaczego Róża mu to powiedziała i dlaczego odczuwała swojemu odbiciu. Widząc siebie wciąż takim samym, uspokoił się i zaczął pić. Ta świadomość odmieniała wszystko. starczy jak na jeden raz. Mały też potrzebuje spokoju. zawstydzenie. Nie chciał jednak, by nadal było jej przykro. - Ingrid akurat nie przepada za dziećmi. Zresztą, to taka dość przelotna znajomość, nic poważnego. A Henrym po¬trafię zająć się sam.
ona będzie go uczyć manier, a nie on ją, jak zejść na złą drogę. - Chodziło jej o jedną z legend arturiańskich. Ja też ją lubię. Klara podeszła do okna w mieszkaniu przyjaciółki. pani do mnie przyjedzie”. Wyobraża sobie pani? A kiedy umarł drogi Oscar, czekał prawie Myślę, że już znasz odpowiedź. Nie będę ogłaszał całemu światu, jak bardzo cię kocham, - Nie kłóćmy się. Nie pozwólmy, żeby Gloria nas poróżniła. Jest między nami coś dobrego, naprawdę dobrego. Szkoda, żebyśmy mieli to popsuć. Nie chcę cię stracić, Liz. - Słyszałam, że ten człowiek zabił następną dziewczynę. - Muszę już jechać, mamo. Kiedy Gloria przysunęła się do niego i wsunęła mu rękę pod ramię, spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem. Miał przed oczami dwóch mężczyzn w białych kaftanach, nosze, przykryte prześcieradłem, nieruchome ciało. Twarz matki... - Mama! - Kto to jest panna Brookhollow? jest dziesięć razy gorsze? - Na razie. Hrabia dopił kawę. - Nie zamierzam planować życia towarzyskiego w taki sposób, żeby zadowolić
©2019 assiduus.pod-miara.szczecin.pl - Split Template by One Page Love